GALERIA
(kliknij w miniaturę zdjęcia aby je powiększyć)
"Spotkanie po 43 latach"
19 ÷ 21 września 2003 r.
IX. Zjazd - Augustów
Na zakończenie Zjazdu w 2001 roku Jurek Brzózy zgłosił chęć organizowania następnego spotkania naszego rocznika i poprosił mnie do współpracy. Dwa lata upłynęły szybko. Jurek odezwał się w z początkiem czerwca z pewnością absolutną, że w tym roku na pewno da się Zjazd zorganizować i tak się stało.
Warszawa 18 sierpnia 2003 roku
Kochane Koleżanki i Drodzy Koledzy,
Pomimo krótkich terminów towarzyszących przygotowaniu kolejnego, IX Zjazdu Rocznika 60. Kochani Absolwenci, po raz kolejny, stanęli na najwyższym schodku, bo zgłosiło się pięćdziesiąt osób (mamy nadzieję, że na razie!). Dlatego:
1. Oczekujemy na kolejne zgłoszenia: telefonicznie na numery telefonów: […] Jurek Brzózy; […] Lech Rościszewski;
2. Termin zjazdu bez zmian: w dniach 19-21 września 2003 roku
3. Miejsce Zjazdu: Oficerski Yacht Club R.P. "Pacific" dawny WDW;
4. adres 16-300 Augustów, Al. Kardynała Wyszyńskiego 1
5. Dojazd: Z Augustowa drogą na Suwałki, za przejazdem kolejowym w prawo, 400 metrów i jesteś na miejscu.
6. Program Zjazdu: jak w pierwszym komunikacie.
7. Nowość: Rejs statkiem wycieczkowym "szlakiem Jana Pawła II"
8. Koszty - bez zmian (350 zł od osoby).
9. Dozwolone jest (i mile widziane) posiadanie przez uczestników wyszukanych trunków dla degustacji (niekoniecznie skrzynka wina lub beczka piwa jak to już na Zjazdach bywało).
Prosimy - niech każdy sprawdzi czy jego sąsiedzi z Rocznika 60 zgłosili swój udział w Zjeździe. Do zobaczenia! Z serdecznymi pozdrowieniami - Jerzy Brzózy i Lech Rościszewski
Warszawa, 28 września 2003 roku
Po przyjeździe z Augustowa zacząłem coś nieporadnie pisać o naszym spotkaniu. Dostałem dzisiaj e-mail od Staszka Popisa. Pyta o wrażenia z naszego Zjazdu, jak było, czy nikt nie kąpał się w jeziorze o świcie (jak Staszek w Jastrowiu). Spiąłem się i odpowiedziałem koledze na list. Nawet dość kompletnie wyszło, więc uznałem, że to wystarczy za obowiązujące organizatorów, sprawozdanie ze spotkania. Cytuję więc:
"Drogi Kolego,
Z wrażeń zjazdowych dopiero rozpocząłem pisać "sprawozdanie" nie mogę więc przesłać Ci tzw. gotowca. Zjazd, pod "przechodnim" transparentem, przebiegł w fantastycznej atmosferze. Wszyscy byli uradowani, uśmiechnięci, bardzo sympatyczni i mili dla siebie. Przybyło 48 osób, dziesięcioro, w tym również Ty, przekazało miłe słowa dla uczestników. Po raz pierwszy przyjechał Tomek Nowak (nasz najlepszy piłkarz) z małżonką i Boguś Kozłowski z mostowej sekcji.
Bal, w pierwszym dniu zjazdu, trwał do rana. Dziewczyny w szałowych kreacjach z kondycją jak na wieczorkach w "Trójce", przytulały się spontanicznie, chociaż było trochę "chodzonego" ku utrapieniu Jurka ("bo my tu nie przyjechali chodzić a tańczyć"). Władek z wdzięczną Poznanianką zdążył przed końcem balu i załapał się na tańce i zdjęcia. Potem, na balkonie, były jeszcze śpiewy i wino. Po półtora godzinnym śnie i śniadaniu odbyliśmy uroczą, trzygodzinną przejażdżkę statkiem po jeziorze Białym. Lucek znowu zagrał na harmonii, były kanapki, pulpety i piwo. Przede wszystkim jednak, była serdeczność, wspominki i opowiadania, o życiu w ogóle i dzisiejszej doli też. Po obiedzie obowiązkowe grupowe zdjęcie na schodach. Brydż w amatorskim gronie był, spacery były, wódeczka przy barze też była, Marian, jak zwykle poruszająco śpiewał, choć niewiele, za to Tadziu trochę więcej i dramatycznie. Nie było smutasów, nie było pływających nad ranem, bo nie było Ciebie a szkoda. Wieczorem było ognisko w sentymentalno - pieśniarskiej atmosferze z grzańcem i wiejskim stołem i darowanym winem.
Wiara z Rocznika 60 nic nie traci ze swojego wigoru i optymizmu a dziewczyny jak zawsze warte są grzechu. Ma się też satysfakcję z rozmów z nimi, bo z większym niż my spokojem patrzą na świat. Do zjazdu "kefirowego", jak to kiedyś przewidywał ś.p. Czesiek, mamy jeszcze trochę. Pożegnania były czułe i serdeczne, łza się pod okiem kręciła, ale klaksony samochodów zagłuszały wzruszenie. Transparent został przekazany Jankowi Herokowi, który z pomocą Hani Pawelskiej przygotuje nasze następne, jubileuszowe spotkanie w Mielnie w końcu maja 2005 roku.
Serdecznie pozdrawiam, również w imieniu Kierownika IX Zjazdu, Jurka Brzózy i naszych małżonek Ani i Celinki –
Lech
P.S. Dziękuję Ci za zobowiązanie do odpowiedzi, gdyż tak oto powstało sprawozdanie z IX Zjazdu absolwentów PG „Rocznik 60" Mam nadzieję, że te kilka zdań oddają historię i choć trochę atmosfery naszego spotkania. Dziękuję wszystkim, tym co byli i tym co zadzwonili i tym co napisali. Tak zawsze i tak do końca. Kochani jesteście. Do zobaczenia znowu. Ściskam –
Lech
Wrażenia Staszka (Tomka) Nowaka ze Zjazdu w Augustowie (pierwszy raz na Zjeździe)
Drogi Leszku.
Dziękuję za list - sprawozdanie z ostatniego zjazdu w Augustowie. Potwierdza on odczucia, jakie wywieźliśmy z naszego spotkania. Uważam za niezwykłe to, że spotyka się kilkadziesiąt osób luźno do siebie przystających, ale niosących w sobie wspomnienia i pozytywne nastawienie - tworząc tak piękną atmosferę. Na zjazd trafiłem po raz pierwszy i po raz pierwszy widziałem koleżanki i kolegów po 43 latach za wyjątkiem Andrzeja Pawelca i Jurka Brzózy, których wcześniej spotkałem na drodze zawodowej. Siedząc w sali klubowej Ośrodka "Pacyfic" obok Irenki Korenik głupio się czułem kiedy co chwilę pytałem; powiedz kto wchodzi do sali. Po kilku minutach zaczynałem dopiero kojarzyć gdyż są cechy takie jak uśmiech, mimika, sposób mówienia, które nie ulegają zmianie. Największe wyrzuty sumienia miałem jak nie mogłem poznać Mietka Mikuckiego, z którym mieszkałem w jednym pokoju przez trzy lata w akademiku w naszej trójce. Przyznaję, Że Ty też byłeś przez chwilę małą zagadką ale pewne skojarzenia upodabniające do Wojtka Młynarskiego pozwoliły na zejście na ziemię. Dla odmiany powiem Ci, że przykładem niezmienności tak dla mnie jak też dla mojej żony, która widziała go jedyny raz w akademiku w tamtych latach jest Lucek Potrzebowski. Ten może rozpoczęty wiek przetrwać w niezmiennym stanie. Na razie tylko trochę rzadziej gra na harmonii.
Opis zjazdu, jaki przekazałeś Staszkowi Popisowi do dalekiej Afryki jest dokładnym odbiciem zdarzeń i odczuć. Myślę, że mimo takiej odległości nasze braterskie spotkanie potrafi ścisnąć mu serce i chociaż "chłopaki nie płaczą" przyjedzie na następny zjazd.
Chcę jeszcze w kilku słowach podzielić się z Tobą wrażeniami na temat książki "Spotkaliśmy się w Gdańsku", którą przysłał mi Jurek Pawelski zgodnie z obietnicą. Co prawda nie przeczytałem jej jeszcze od deski do deski, bo ta pora roku to jeszcze nawał pracy na budowie ale z tych wyrywkowych stron dowiedziałem się tak wiele o moich koleżankach i kolegach, o prawdziwej historii Polski na terenach wschodnich, która w podręcznikach była różnie przedstawiona oraz o losach zawodowych naszej paczki określonej krótko - Rocznik 60. Generalna konstrukcja książki nastawiona na losy ludzi w przełomowym okresie dziejów, pokazująca z jakiej tułaczki i biedy potrafiliśmy "wyjść na ludzi" jest w dużej mierze Twoją zasługą za co Ci serdecznie dziękuję. Myślę, że jest to też "katechizm" dla naszych dzieci i wnuków jeśli potrafią odczytać motywację, przeżycia i odczucia naszych młodzieńczych ale i późniejszych lat. Jeśli dopadłaby Cię jakaś dobra myśl i kontynuowałbyś rozpoczęte dzieło to ja pierwszy zamawiam drugi tom Spotkania.
Kończąc przesyłam pozdrowienia dla Ciebie i Małżonki –
Tomek (Staszek) z Żoną